Jadąc w kierunku En-Gedi zupełnie zmienia się krajobraz. To pustynne tereny, gdzie od czasu do czasu spotkać można plantacje palm daktylowych albo osady Beduinów mieszkających w prowizorycznych barakach. Na wzgórzach wypasają się kozy i owce, których bezpieczeństwa strzegą pasterze. Beduini to ludy koczownicze, stanowią sporą cześć społeczeństwa Izraela. Rząd ciągle pracuje nad ustawą, by polepszyć ich warunki życia. Ale do tego jeszcze pewnie długa droga.
En-Gedi jest Parkiem Narodowym położonym nad zachodnim brzegiem
Morza Martwego. To położenie sprzyja rozwojowi bujnej roślinności i wyróżnia się, jako oaza na tle jałowej
Pustyni Judzkiej. Dla nas to miła odskocznia od mocno zaludnionych i przepełnionych turystami miast. Tu jest spokój, tak bliski kontakt z przyrodą był nam bardzo potrzebny. To miejsce warte obejrzenia, obecność licznych wodospadów cieszy oczy i podczas upałów jest zbawienna dla ciała. Co chwilę wchodzimy pod któryś z nich i przyjmujemy się siebie hektolitry wody spływające z prosto z góry. Jest wspaniale. Po całodziennej wędrówce po Parku postanawiamy spędzić noc na brzegiem Morza Martwego (nocleg 0 zł).
W drodze na plażę natykamy się na ciekawe zwierzątko. To
góralka syryjska – nie dajcie się zwieść tej uroczej nazwie. Zwierzę wielkości dobrze wypasionego kota, nacierało na mnie z dużą prędkością. Na szczęście zmieniło kierunek i każde z nas poszło swoją drogą.
To nie mit, że w Morzu Martwym można leżąc w wodzie czytać książkę, albo popijać drinka. Wielka sztuką jest zanurzyć się w całości i nurkować. Raj dla osób, które nie potrafią dobrze pływać. Wszelkiego rodzaju otarcia czy rany w styczności z takim zasoleniem wody powoduje ogromy ból. Trzeba uważać na oczy, żeby słona woda nie dostała się do nich, najlepiej mieć ze sobą butelką z czystą, słodką wodą żeby w razie potrzeby przemyć twarz.
Po drugiej stornie brzegu –
Jordania. Za dnia wydaje się być tylko pustynią bez żywego ducha. Nocą zaś druga strona mieni się tysiącem świateł.
My postanawiamy spać na świeżym powietrzu (nocleg 0 zł), zaopatrzeni w śpiwory i maty jesteśmy gotowi rozłożyć się gdzie popadnie. W zamian mniej więcej w okolicach godziny czwartej nad ranem czeka nas nagroda. Najpiękniejszy wschód słońca, jaki widziałam w swoim życiu. Śpiąc w hotelowym pokoju, albo pod namiotem nie mielibyśmy takiej szansy. To prawdziwa gra świateł, paleta barw rozlała się po niebie i malowała obrazy takie, że nie jeden wybitny malarz chciałby to uwiecznić. A my mieliśmy ten spektakl zupełnie za darmo. Jeszcze długo pozostanie on w mojej pamięci.