Jerozolima jest stolicą Izraela, jednak ze względów politycznych wiele państw, w tym Polska nie uznaje tego faktu. Rolę finansowego centrum pełni
Tel Awiw.
Zamierzamy jak najlepiej wykorzystać cztery dni, jakie mamy do dyspozycji. Mamy mało czasu i dużo miejsc, które chcielibyśmy zobaczyć. Zadziwia nas wszechobecny widok młodych ludzi wyglądających na uczniów szkoły wojskowej, każdy i każda z nich dzierży w dłoni broń. To efekt powszechnej mobilizacji. W Izraelu nawet kobiety muszą służyć w armii. Mają krótszą służbę wojskową i nie mogę brać udziału w walkach zbrojnych. Wojsko jest obowiązkiem obywatelskim, zwolnieni od obowiązkowej służby są tylko Arabowie. Co jakiś czas jesteśmy proszeni o okazanie dokumentów tożsamości i pytani przez mundurowych o to, skąd jesteśmy i dokąd idziemy? Ale wszystko odbywa się atmosferze spokoju i kultury. Taki ich obowiązek.
Dla mnie Jerozolima pozostanie miastem ogrodów, co chwile można natknąć na jakiś park czy skwer, odpocząć w cieniu drzew od palącego słońca, napić się wody wprost ze studzienek czy schłodzić ciało odrobiną wody z fontanny.
Miasto jest pełne ortodoksyjnych żydów w typowych dla nich strojach. W żydowskich dzielnicach na balkonach suszą się ubrania, tylko biel i czerń - jak w szachownicy. Skromność kobiet i dziewcząt spotykanych na ulicach ma w sobie coś niezwykłego, każda wydaje się być piękna w tej prostocie.
Kierujemy się w stronę starego miasta, które mieści się we wschodniej części. Otoczone jest murami obronnymi, licznymi basztami oraz cytadelą. Jak na stare miasto przystało, pośród wąskich i krętych uliczek znajdują sklepiki, galerie, stragany oraz urokliwe kafejki.
Stare miasto ma tereny o kluczowym znaczeniu religijnym dla chrześcijaństwa, judaizmu i islamu:
Wzgórze Świątynne z Kopułą na Skale, meczetem Al-Aksa oraz Bazylika Grobu Świętego i wiele innych. Każde miejsce warte jest zobaczenia, należy tylko uzbroić się w cierpliwość, bo chętnych do zwiedzenia jest tyle, że trzeba odczekać swoje w długich kolejkach. W którą stronę by nie spojrzeć, dziesiątki autokarów a z ich wnętrza niczym lawa wypływają steki turystów chcących być tam, gdzie ja też chcę być ;).
Idąc starówką wcześniej czy później znajdziemy się w centralnym punkcie pod
Ścianą Płaczu. Niezliczone tłumy turystów i pielgrzymów, jest ciasno i duszno. Żar z nieba leje się na głowę. Ale miejsce to ze względu na swoją historię i mistykę robi na mnie ogromne wrażenie. To tutaj właśnie dawno, dawno temu pozbawieni przez muzułmanów Świątyni Żydzi, rozpoczęli oddawać cześć Bogu.
Widać ich stojących pod murem, niektórzy modlą się dosyć głośno, słowa ich modlitwy unoszą się nad placem. Inni zaś stojąc w milczeniu pogrążeni są w zadumie. Kiedyś obrazek ten znany był mi tylko z telewizji. Dziś znam to uczucie, ma w sobie coś z tajemnicy, której znaczenia i wielkości nie do końca jestem w stanie pojąć.
Na wschód od starego miasta leży
Góra Oliwna, dla mnie nie ma nic wspólnego z tym, co pamiętałam z opisów biblijnych. To w zasadzie część miasta z gęstą zabudową, na którą wdrapujemy się po stromych schodach. Pełno tu dzieci bawiących się na ulicach, jakiś bar gdzie można kupić kebaba i to wszystko. No może za wyjątkiem czegoś, co przypomina kaplicę. Chcemy wejść do środka, ale na drzwiach jest informacja z prośbą o niewchodzenie. Mimo, że jest otwarta i budzi naszą ciekawość, to szanujemy wolę autora.