ESSAOUIRA
W drodze z Marrakeszu do Essaouiry ma miejsce dziwna rzecz, otóż teren dzielący te dwa miasta jest w większej części pustynny, daleko na horyzoncie widać góry Atlas a naszym oczom, tuż przy drodze ukazują się kozy pasące się na drzewie. Widać,każdy radzi sobie jak może. Warte zobaczenia.
Essaouira to dla mnie miejsce N°1 z pośród miast, które dane mi było odwiedzić, chociaż każde z nich miało swój odmienny klimat. To małe portowe miasteczko położone nad oceanem, z piaszczystą, szeroką plażą. Szum fal jest dla mnie jak muzykoterapia. Mogę godzinami siedzieć i spoglądać przed siebie. A tam po horyzont nic, tylko ja i nieprzebrane ilości wody. No może tylko gromady rozkrzyczanych mew lekko zakłócają święty spokój. Ale stanowią element tego krajobrazu i konweniują z nim.
Podziwiamy dawny fort i wały obronne. Miejsce to wraz z mediną zostało wpisane za Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. W wąskich uliczkach nie jesteśmy już tak atakowani przez sprzedawców pamiątek. Jest tu dużo spokojniej niż w Fezie czy Marrakeszu. Tu w porównaniu do innych starówek widać dużo ręcznie wyrabianych przedmiotów z drewna tui. Niektóre z nich naprawdę robią wrażenie. Natknęliśmy się też na jednego sprzedawcę, który usilnie próbował wymienić swój towar na polską wódkę. Szkoda, że nie mieliśmy zapasów, ale doświadczenie pokazało, że handel wymienny jest wciąż żywy i ma się całkiem nieźle.
Warto też zobaczyć przepiękny stary port rybacki, gdzie miejscowi rybacy handlują tym, co oferuje im ocean. Za niewielkie pieniądze (w ramach negocjacji) można tu zaopatrzyć się w ryby i owoce morze. My najedliśmy się tych pyszności prosto z grilla w jednej z restauracyjek na świeżym powietrzu (80 DH za dwie osoby). Można też samemu próbować przyrządzić te wspaniałości.