Geoblog.pl    kia    Podróże    Salam Alejkum Maroko    Dzień 3 i 4
Zwiń mapę
2014
20
lis

Dzień 3 i 4

 
Maroko
Maroko, Marrakesh
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3623 km
 
MARRAKESZ
W Marrakeszu wita nas noc, wysiadamy na dworcu kolejowym i naszą uwagę przykuwa budynek dworca. Jest naprawdę piękny, moglibyśmy mieć taki w Polsce. Jesteśmy zmęczeni, ale jest tak miło, że postanawiamy do starego miasta iść na pieszo. Po niedługich poszukiwaniach znajdujemy pokój i zmęczeni zasypiamy jak małe dzieci.

Budzi nas deszczowy poranek, chwilę potem udajemy się w stronę najsłynniejszego placu w Marrakeszu Jamaa el-fnaa. Tu przysiadamy w małej knajpce Toubkal. Nazwa miejsca pochodzi o nazwy czterotysięcznika w górach Atlas. Tu za jedynie 20 DH można zjeść pyszne śniadanie (kawa lub herbata, sok ze świeżych pomarańczy, marokańskie naleśniki z miodem (rghaif), chlebek z dodatkami + croissant), które daje nam energię na pozostałą cześć dnia. Mogłabym w to miejsce powracać każdego poranka, gdzie uśmiechnięte twarze kelnerów witają nas radośnie a ciepłe naleśniki smakują najlepiej po tej stronie równika.

Nie polecam zabierania ze sobą żywności z Polski, bądź zaopatrywania się w marokańskich marketach. Jedzenie na mieście jest stosunkowo tanie i jest prawdziwą przyjemnością. Zasada jest jedna – jemy tam, gdzie jedzą autochtoni. Oni wiedza, co jest dobre.

Nocą na placu Jamaa el-fnaadzieją się cuda. Dźwięki muzyki etnicznej niosą się nad miastem, które dopiero wydaje się budzić do życia. Mimo zmęczenia po całodziennej wędrówce poddajemy się temu urokowi. Opuszczamy nasz mały hotelowy pokoik i wyruszamy na plac. Kłęby dymu, światełka w półmroku, ludzie w przedziwnych dla nas strojach, ale barwnych i pięknych, grający na takich instrumentach, jakich oczy wcześniej nie widziały, nieprzebrane tłumy gapowiczów pragnących wziąć udział w jakimś „tajemniczym” wydarzeniu. Każdy chce być uczestnikiem czegoś niezwykłego. Tu jakaś grupa śpiewa, wokół przysiadają miejscowi i turyści. Tam jakiś starzec opowiada coś, co spotyka się z rozbawieniem tłumu, który go oblega. My niestety nic z tego nie rozumiemy, język arabski jest tak samo egzotyczny jak chiński czy suahili ;). Inni zaś prowadzą jakieś gry, których reguły znają wyłącznie wtajemniczeni - może to i dobrze. Tylko muzyka jest uniwersalna, każdemu gra w duszy niezależnie od tego, z jakiego miejsca na ziemi pochodzi.

Po drugiej stronie „barykady” rozłożone stragany z marokańską kuchnią, które za dnia znikają. Swoją drogą ciekawe jak oni to robią?. O godzinie 7 rano plac jest pusty, jaki półki w polskich sklepach za czasów komuny a wieczorem jak grzyby po deszczu wyrastają budki z jedzeniem i kolorowe wozy, na których sprzedaje się świeżo wyciskany sok z pomarańczy (4 DH). Niebo w ustach. Potem człowiek ma dylemat, jeśli tak smakuje świeży sok, to co znajduje się w kartonach z napisem „100% soku z pomarańczy”?. Wielka sztuką jest odgonić się od sprzedawców atakujących nas niczym wojownicze żółwie ninja z kartą „menu” w ręku, jeden z takich zaszokował mnie znajomością języka polskiego. Brzmiało to mniej więcej tak … „u nas dobre, u nas tanio, teraz nie!!?? To może potem? Nie teraz? Tylko popatrz! U nas taniej niż w Biedronce, lepiej niż u Magdy Gessler” – umarłam;). Skubaniec! Niby 40% narodu to analfabeci, ale talent do przyswajania języków obcych to chyba jakiś dar. Daj Boże każdemu, a przynajmniej mnie i moim bliskim.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (9)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedziła 9% świata (18 państw)
Zasoby: 62 wpisy62 10 komentarzy10 430 zdjęć430 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
01.08.2009 - 09.08.2009
 
 
06.07.2012 - 07.07.2012
 
 
04.09.2012 - 04.09.2012